środa, 9 lutego 2011

3. W szkole

Dopiero teraz, gdy zaparkowałam na parkingu szkolnym, zdałam sobie sprawę jaki błąd popełniłam przychodząc do szkoły. To znaczy jeszcze nic się takiego nie wydarzyło, ale czułam, że ten dzień będzie straszny. Byłam na tyle mądra, że w szkole zjawiłam się tuż przed dzwonkiem, żeby uniknąć tych głupich spojrzeń i pytań. Pierwsza była matematyka, dobrze bo to przedmiot w którym jestem najlepsza, i fajna babka tego uczy. Gdy weszłam, w klasie nastała głucha cisza, wszytki oczy zwróciły się ku mnie.
 - Carte, witaj. Bardzo mi przykro z powodu…
- Nie ma sprawy, pani Lorence. – przerwałam jej i usiadłam w ostatniej ławce, nie w trzeciej gdzie siedzę razem z Leną, tylko w ostatniej.
Wszyscy obrócili się w moją stronę i gapili się na mnie, niektórzy poszeptywali i mówili coś sobie na ucho. Byłam pewna, że jeżeli zaraz się to nie skończy to wyjdę stąd i pojadę do domu. Mój największy wróg w całej szkole, lub jak ją nazywają inni moja antyfanka, zachichotała i szepnęła coś do swojej przyjaciółeczki. Speszona spuściłam głowę i zaczęłam pisać w zeszycie temat lekcji, gdy po pięciu minutach zorientowałam się, że sytuacja nie zmieniła się i cały czas wszyscy się we mnie wpatrują. Głośno przełknęłam ślinę i moje błagalne spojrzenie, które zwróciłam ku pani Lorence, podziałało, że zaczęła kontynuować lekcję. To dziwne, ale nawet na matematyce nie uważałam, no bo jak tu skupić się jeżeli przeszywają Cię spojrzenia innych ludzi, no jak?

Te trzy lekcje jakoś przetrwałam, na przerwach zaszywając się w toalecie, ale teraz była przerwa na lunch. Tak wiem, że mogłam nic nie zjeść i powiedzmy zaszyć się w bibliotece,  ale byłam głodna i w tym momencie zjadła bym wszystko. Więc nie pozostało mi nic innego jak tylko iść do stołówki, która jak zwykle była wypełniona po brzegi. Przed wejściem przypomniałam sobie jeszcze, że mam włożyć duże, czarne okulary przeciwsłoneczne i kaptur na głowę. Gdy weszłam w stołówce zapanowała cisza, coś jak by wszedł dyrektor. Wszystkie oczy były wlepione we mnie, miałam ochotę z stamtąd uciec, ale dumnie uniosłam głowę. Podeszłam do lady.
- Sałatka. – powiedziałam niezbyt grzecznie, ale kucharka zamiast mi ją podać wpatrywała się we mnie. – Sałatka. – powtórzyłam.
Gdy nareszcie ją otrzymałam, ruszyłam w stronę ostatniego stolika, czując na sobie ślepia innych ludzi. Myślałam, że mnie szlag trafi! Usiadałam i zaczęłam jeść, po chwili, wolno podniosłam głowę. Nic się nie zmieniło, nadal byłam oglądana, jak jakaś Taylor Swift. Jeszcze trochę to potrwa to nie ręczę za siebie, słowo daje. Wytrzymałam chyba jeszcze z minutę, po czym wybuchnę łam:
- Nie gapcie się tak na mnie! Wiem, że traktujecie mnie jak biedną dziewczynkę, której zmarli rodzice. Wiem, że tak się stało, ale błagam was, traktujcie mnie normalnie, a nie jak jakąś chorą umysłowo. Nie mówcie mi nawet, że nigdy nie straciliście jakiegoś członka rodziny.
- Ja nie. – powiedział chłopak, którego w szkole zwiemy Koala z powodu jego odstających uszu.
Zignorowałam go, mówiłam dalej, lecz byłam zdziwiona, że Lena  nic się nie odzywa, zawsze mi pomagała. To dlatego, że nie usiadłam z nią w ławce, nie wpuściłam do pokoju? Nie wiem, ale nic mnie to nie obchodzi. Zabrzmiał dzwonek, ale ja zamiast udać się na angielski, wyleciałam ze szkoły i poszłam na parking, wsiadłam w samochód i udałam się do miasta, by zabić czas, który powinnam spędzić w szkole. Po trzech godzinach wróciłam do domu.
Lilka  na powitanie pocałowała mnie w policzek.
- Jak było w szkole? – zapytała
- Wspaniale. – powiedziałam z ironią
- No widzisz? – po chwili dodała – Zaraz… to był sarkazm prawda?
- Cóż za spostrzegawczość, a ja myślałam, że mam siostrę, której IQ wynosi -110.
- Zabawne.
- Chodzi o naukę? Masz dużo zaległości? Długo Cię nie było, ale spoko, i tak masz fajnie. Nigdy się nie uczysz, a zawsze dostajesz piątki, bo zapamiętujesz wszystko z lekcji. Nawet praca domowa zajmuje Ci dziesięć minut. Zawsze Ci zazdrościłam, pamiętasz wszystko z lekcji, dostajesz same piątki i nigdy nie potrzebujesz się uczyć, po za tym…
- Powtarzasz się. – przerwałam jej – Nie, nie o naukę chodzi, i w skrócie opowiedziałam, jej cały dzisiejszy dzień.
- Ale przetrwałaś do końca lekcji, szczerze myślałam, że już po jednej będziesz w domu.
- Taaa, przetrwałam wszystkie. – pokiwałam głową, postanowiłam zatrzymać dla siebie ten fakt, że zaraz po lunchu uciekłam.
- Może pójdziesz dzisiaj na deskę? – zaproponowała mi
- Wątpię.
- Właśnie, godzinę temu dzwoniła dyrektorka, że uciekłaś z trzech ostatnich lekcji.
- No, nie. – pomyślałam
- Spoko, chodzi o to, że powiedziała, że mam Ci przekazać, że wytypowała Cię do szkolnej drużyny siatkówki i będziecie trenować i jeździć na różne mecze. Powiedziała także, żebyś wróciła do jazdy na desce i gry w piłkę nożną.
- No nie wiem…
Zadzwonił Blackberry Lilki.
- Halo? Dobrze w porządku będę.
- Co się stało? – zapytałam gdy skończyła rozmowę
- Zaczynam studia, za tydzień i muszę uzupełnić jakieś papiery.
- Aha, no tak. – wystukałam numer Leny na moim IPhonie, ale zrezygnowałam, niech ona pierwsza zadzwoni.
- Teraz lecę do pracy. Zamówiłam pizzę, podgrzej sobie w mikrofalówce.
- Dobrze. – odpowiedziałam i poszłam do kuchni, usłyszałam jeszcze tylko odgłos zamykanych drzwi wejściowych.

Wieczorem usłyszałam głośne rozmowy na dole. Wnioskuję, że to moja siostra zaprosiła koleżanki na manicure. Gdy weszłam do salonu moja siostra powiedziała:
- Hej siostra, dosiądź się do nas. Kupiłam Ci nowy lakier do paznokci czarny.  Ten twój już się kończy.
Właśnie miałam odmówić, ale stwierdziłam, że nie będę gnić w pokoju. Przyniosłam Colę dla wszystkich dziewczyn i pomalowałam sobie paznokcie na czarno.
- Kupiłam sobie takie fajne kozaczki. – oznajmiła Lilka , a ja popatrzyłam na nią krytycznym wzrokiem.
Ona doskonale wie, że nie popieram zakupów w najbliższym czasie. To prawda, że mamy dużo kasy po rodzicach, ale boje się, że to nie wystarczy. Co prawda mam jeszcze jedno konto bankowe na czarną godzinę, ale Lilka  nic o nim nie wie i nich tak pozostanie, przynajmniej na razie.
- Ale chyba je oddam. – dodała widząc moje krzywe spojrzenie.

W nocy nie mogłam zasnąć. Różne myśli tłoczyły mi się w głowie. Pomyślałam, że pójdę na rampę i pojeżdżę trochę na desce. Szłam przez park, nad głową miałam ciemne chmury, muszę przyznać, że trochę się bałam. Gdy dotarłam na miejsce przećwiczyłam dużo najrozmaitszych  trików. Po półgodzinnej jeździe zobaczyłam, że ktoś mnie obserwuje, chyba spostrzegł, że go zauważyłam bo natychmiast zniknął. Tak jakby rozpłynął się w powietrzu, dziwne. Gdy się nad tym zastanawiałam, usłyszałam pisk zatrzymującego się samochodu, a tak dokładnie to radiowozu. No pięknie. Zaliczę dzisiaj przejażdżkę samochodem policyjnym, jaki szpaner, zaraz cała szkoła będzie o tym gadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz