środa, 9 lutego 2011

1. Wielka zmiana

- Karte, szybko bo się spóźnimy! – zawołała mama
- Już idę. – odpowiedziałam
Nie pytajcie czemu mam takie żałosne imię, po prostu mam.  Mama bizneswoman, tata reżyser, różne rzeczy z zapracowania mogą im przyjść do głowy. Chyba właśnie kiedy się urodziłam byli zapracowani. No bo jak bardziej można unieszczęśliwić dziecko? Głupie imię, głupie życie, proste. W ogóle to nie jest polskie imię.  Moja starsza siostra miała więcej szczęścia, chyba rodzicie gdy nadawali jej imię byli wypoczęci. Ona ma na imię Lilka . Jest wysoka, blondynka z grzywką na skos, ciemna karnacja, duże niebieskie oczy. Uśmiechnięta, ładna, strasznie dla mnie chamska. Nie muszę wam opisywać mojego wyglądu, bo wystarczy, że powiem: jestem jej kopią. Serio, jesteśmy strasznie podobne, kiedyś często nas, mylono. Oby dwie jesteśmy też w szkole popularne, niektóre dziewczyny mi zazdroszczą, a niby czemu? Przeżyłabym bez tych moich fanklubów chodzących wszędzie za mną. Co ja jakaś gwiazda filmowa czy co? Różnię się tym, że nie jestem taka próżna i chamska. No i ja mam 15 lat, a ona 18. Ja nakładam delikatny makijaż za pomocą tuszu do rzęs, błyszczyku i pudru, a ona ma na twarzy tego mnóstwo. Ja ubieram się modnie, jak dziewczyna, ale na sportowo, a ona chodzi w skąpych ubrankach. Lilka  nazywa mnie chłopczycą, ale ja jestem normalną dziewczyną, która po prostu nakłada niewiele makijażu i ubiera się na sportowo. Różnimy się także tym, że ja uwielbiam sport jeżdżę na desce i gram w piłkę nożną (właściwie tylko to wiąże mnie z chłopakami), a ona kocha imprezy i plotki. 
Gdy weszłam do auta, wszyscy już na mnie czekali.
- Dłużej się nie dało? – zapytała siostrzyczka
- Zamknij się.
Odjechaliśmy spod naszego domu. Muszę przyznać, że byliśmy bogaci, ale kasa, nie znaczy szczęście. Nasz dom był ogromny elewacja, koloru jasny beż. Dużo balkonów i okien. Na dachu mamy duży taras. Mieszkamy w miejscowości Palmy, pośród innych domów w, których mieszkają nasi mili sąsiedzi, znajomi i można powiedzieć , że nasz dom położony jest na plaży. Chyba wam nie powiedziałam gdzie jedziemy. Wybieramy się na kolację do kolegi taty z pracy.  Chciałam, żeby moja najlepsza przyjaciółka Lena ze mną pojechała, ale oczywiście mama powiedziała, że to tak nie wypada. Lena  jest szaloną nastolatką, robi a dopiero potem myśli. Ma rude włosy, duże brązowe oczy. Ubiera się… cóż tak… nietypowo. Wyróżnia się z tłumu, jest inna niż wszyscy. Ma mały tatuaż na ramieniu i kolczyk w nosie. Lilka  mówi o niej: świruska.
Nareszcie dojechaliśmy, tata zapukał do drzwi.
- Dzień dobry! Witamy, witamy, państwa Rawel . A to pewnie państwa córeczki, jakie urocze i jakie podobne.
Słyszałam jak Lilka  wzdycha, nie dziwię się, ona nie lubi gdy ktoś nazywa ją uroczą dziewczynką. W ogóle ta pani traktowała nas jak dwulatki. Gdy usiedliśmy przy stole to już przeszła samą siebie.
- Dziewczynki, może soczku? Kupiłam jabłkowy, specjalnie dla was, a może po eklerku, takie pyszne, chyba, że dać wam ptysie lub…
- Nie, dziękuję. Ja proszę kawę. – przerwała jej moja siostra
- Ja także. – dodałam
- Kawę? – zapytała zdziwiona
- Isabello. – powiedział jej mąż – Przecież to nie są małe dziewczynki. Podaj im kawę. – powrócił do rozmowy z moim tatą.
Za to moja mama, jak zwykle wpatrywała się w sufit zamyślona, jest bardzo wykształconą osobą więc to nic dziwnego. Lilka  stukała w klawiaturę od telefonu, pewnie użalała się koleżankom, że zamiast tańczyć razem z nimi na imprezce, tkwi w domu wariatów, a ja modliłam się, żeby ta kolacja skończyła się jak najszybciej.
Po dwóch godzinach nareszcie zaczęliśmy szykować się do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu. Mój tata opowiadał o swoich planach do nowego filmu, mama uważnie go słuchała i grzebała w jakiś dokumentach. Nagle usłyszałam huk, co było dalej nie pamiętam.


Obudziłam się w białej sali, przekręciłam na bok. Obok mnie leżała siostra, czytała gazetę. Zauważyłam, że mam coś poprzyklejane na rękach a na szyi duży plaster.
- Lila ? – zapytałam słabo
- Tak?
- Gdzie my jesteśmy?
- W szpitalu idiotko.
- Co się stało?
- Mieliśmy wypadek, nie pamiętasz?
- Jakieś słabe przebłyski.
- Dobrze, że się obudziłaś, ja ze śpiączki otrząsnęłam się miesiąc temu.
- Co ty gadasz?
- Długo dochodziłaś do siebie.
- Co ze szkołą?
- Spokojnie, wszystko wiedzą.
- Zmęczona jestem, zdrzemnę się jeszcze trochę.
- Dobra.
Leżałam pięć minut, czułam, że o czymś zapomniałam . Nagle przypomniała mi się bardzo istotna rzecz.
- Lilka , co z rodzicami, gdzie oni są?
- Karte, rodzice… oni… nie żyją. Nie dało się ich uratować, trzy tygodnie temu był pogrzeb. Wypisali mnie na trochę i byłam tam, już powoli mi przechodzi, ale ryczałam przez całe trzy tygodnie.
Gdy tylko wypowiedziała ostatnie słowa poczułam się, jakby ktoś wbił mi sztylet w serce i nagle, zaczęłam żałować, że modliłam się by tamta kolacja minęła jak najszybciej, a potem zasłabłam.


Gdy wracałam do domu, miałam jeszcze ranę na szyi.
- Lilka  – zaczęłam – jak my sobie poradzimy?
- Spokojnie.
- Tak? Za co będziesz kupować nam jedzenie, za co będziesz płacić za prąd i to wszystko?
- Rodzice w banku, mają wiele, wiele kasy, uwierz mi, a po za tym znalazłam pracę.
- Wiesz co? Jesteś najbardziej nieczułą osobą całym świecie! – wydarłam się na nią – Zginęli nasi rodzice, jeszcze to do Ciebie nie dotarło? Nie poradzimy sobie rozumiesz? Wezmą nas do sierocińca.
- Jestem pełnoletnia, nie przejmuj się, mam mózg.
- Mózg to może masz, ale serca Ci brak. – odparłam i zaraz po powrocie do domu, zatrzasnęłam drzwi do swojego pokoju, będę w nim tkwić na wieki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz