czwartek, 10 lutego 2011

4. Urodziny Gabrysi

Ostatnio Gabrysia wstawała bardzo późno, kiedy wstała dzisiaj była jedenasta. Po ubraniu się i doprowadzenia do porządku po śnie, poszła do kuchni, a tam czekała na nią niespodzianka.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – wykrzyknęli wszyscy po jej wielkim wejściu.
Pierwszy podszedł do niej tato i wręczył jej prezent czyli jakąś niesamowicie grubą książkę oraz film na DVD.
- Dziękuje. – przytuliła go szczęśliwa Gabrysia
Następnie uściskała ją Justyna  i powiedziała:
- Masz już 15 lat! Stara jesteś, ale ja się może nie będę odzywać bo swoje piętnaste urodziny obchodziłam miesiąc temu. (Na początku książki wspomniałam, że Gabrysia ma 15 lat, cóż nie do końca, bo dopiero teraz oficjalnie stała się piętnastolatką). Prezentem od Justyna  było czarne bikini w białe groszki. Następny w kolejce był Tomek , złożył jej życzenia i podał małego szczeniaczka Goldena Retrivera.
- Oto prezent dla Ciebie. – odparł z dumą
- Ojoj! Jaki słodki!
- Ma cztery tygodnie. – poinformował ją – Mimo to jest niezwykle inteligentny, niegrzeczny i zabawny. Oj, przepraszam. To suczka.
- No nie mogę, co za piękny psiak. Wielkie dzięki, nazwę ją… Lulu. Co wy na to?
- To twój piesek. – odpowiedziała Justyna  – Nam nic do tego.
- Zabierajmy się za tort. – zarządził tata Gabrysia – Nie jadłem nic od rana.

Po zjedzonym posiłku, troje przyjaciół wybrało się do sklepu zoologicznego. Kupili dla pieska duże, czerwone mięciutkie posłanie, niebieską obrożę z napisem Lulu, zieloną, gumową kość do gryzienia, żółtą kostkę i oczywiście jedzenie. Potem postanowili wybrać się na lody.
- Mój tata ma w porcie ogromną motorówkę z kabiną. – oznajmił Tomek  – Tak sobie pomyślałem, że mógłbym ją sobie pożyczyć i razem wypłynęliśmy gdzieś na Bałtyk.
- Niezły pomysł. –stwierdziła Justyna  – Moglibyśmy przy okazji zabrać Lulu.
- Wchodzę w to. – zgodziła się Gabrysia – Teraz już wracajmy, wybierzemy się do P.R. (P.R czyli Palmowy Raj, tak właśnie dziewczyny nazwały to miejsce gdzie poznały Tomka.)
Gdy dotarli do P.R, Lulu od razu popędziła do wody, a wszyscy za nią.
- Jest wspaniale! – zawołała uradowana Gabrysia – To tak jakbyśmy mieli własny basen.
Zaczęli się pluskać w wodzie, a zadowolona Lulu, poszczekiwała raz po raz. Gdy już się zmęczyli wyszli na brzeg i położyli się w spokoju na piasku. Nagle usłyszeli kroki, wszyscy obrócili się jak na zawołanie, lecz było już za późno. Było widać tylko czyjś but. Był brązowy, z firmy NIKE. Po piasku przeturlała się karteczka, a napisane na niej było:
Macie tu więcej nie przychodzić! 
- Właśnie, że będziemy. – zdenerwowała się Justyna  – To świetne miejsce, stworzone wprost dla nas.
Lulu zaskomlała,
- Idziemy do domu. – zarządziła Gabrysia – Nasza pupilka jest głodna.

Nazajutrz postanowili popływać sobie motorówką Tomka. Była naprawdę obszerna. W kabinie znajdowało się jedno łóżko, stół, trzy krzesła, lodówka i mnóstwo półek. Rozgościli się i wypłynęli. Dziewczyny się opalały, chłopak pływał niedaleko zacumowanej motorówki. Nagle za burtę wypadła koszula Tomka, a akurat zbliżała się wielka fala. Nie zdążył jej złapać i musieli płynąć za nią. Koszula unosiła się na wielkich falach i cały czas się od niej oddalali. Zobaczyli jakiś ląd, T- Shirt kierował się właśnie w jego kierunku. W końcu jakaś fala wyrzuciła go na brzeg. Wyprowadzili motorówkę na piasek, a zadowolony Tomek  ubrał swoją koszulę. Zauważyli, że niedaleko od nich zacumowana jest jakaś łódka. Niespodziewanie Lulu pobiegła w głąb wyspy, wszyscy rzucili się za nią. Po chwili, przystanęli a Justyna  powiedziała:
- Cóż, trzeba przyznać, że jak na takiego brzdąca jest całkiem szybka.
- Dalej. Trzeba ją złapać. – zarządziła Gabrysia
Lulu oddalała się już myśleli, że się nie zatrzyma, gdy właśnie się zatrzymała. Dogonili ją i już wiedzieli jaki był powód, końca gonitwy. Po wyspie spacerował jakiś gość, ale obrócony był tyłem więc nie było go specjalnie widać. Jeden szczegół, który przyciągnął ich wzrok były buty. Brązowe buty z firmy NIKE.
- Spadamy. – powiedziała Justyna  
Pobiegli do motorówki i wypłynęli na ocean. Byle by tylko jak najszybciej znaleźć się w domu.

Tomek  zatruł się czymś i musiał zostać w domu, więc dziewczyny postanowiły pójść do sklepu i pomóc panu Lenkowi.
- Hej tato, przyszłyśmy Ci pomóc.
- Może by tak… - zastanowiła się Justyna  – Wygonić pana na plażę. Damy radę na trzy godziny.
- Nie ma mowy. – zaprzeczył
- Pa! – Gabrysia siłą wypchnęła go za drzwi, a pan Lenk udał się w stronę domu.
- Sklep należy do nas! Rozkręcamy interes! – wykrzyknęła zadowolona Justyna
- Tak. Zrobimy z niego miłe i przytulne miejsce.  Jest tu dużo rzeczy, ale lepiej się ich pozbyć. Zostawimy tylko owoce i wprowadzimy fast-foody. To będzie taki sklepik z mnóstwem owoców i malutki bar z Fast-foodami.
- Dobry pomysł. Trzeba będzie tak zmienić część pomieszczenia będzie egzotyczna z owocami, a druga taka…
Do sklepu wszedł jakiś pan, chyba ten ratownik.
- No nie, wszędzie się na was natykam.
- A co? Przeszkadzamy panu? – odgryzła się Justyna  – Po za tym dziś nieczynne. Robimy remont.
- Nie ma tego pana?
- Nie , nie ma go.
- A gdzie jest?
- Wypoczywa.
- Gdzie?
- Co to pana obchodzi? – wtrąciła oburzona Gabrysia – Proszę wyjść!
- I tak go znajdę. – wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu i wyszedł
- Dlaczego tak koniecznie chce go znaleźć? – zastanowiła się Justyna
- Nie mam pojęcia. Zabierajmy się za pracę. Mamy niewiele czasu, musimy wynieść wszystkie rzeczy, wymalować pomieszczenie, uporządkować, wystroić i wiele innych rzeczy.
- Dajemy.
Dziewczyny zaczęły wynosić na zewnątrz wszystkie rzeczy.  Gdy już wszystko opróżniły Justyna  powiedziała:
- Ale my nie mamy farby!
- Zaczekaj, ja chyba kilka wynosiłam z magazynku. – Gabrysia zaczęła przekopywać cały stos rzeczy. – Mam! Jest zielona i niebieska.
- Może być. Zielona do owoców, niebieska do fast-foodów.
Zabrały się za malowanie, każda malowała inną część. Gdy skończyły Gabrysia powiedziała:
- Mój tata za chwile się tu zjawi.
Właśnie w tym momencie zabrzęczał jej telefon.
- Halo?
- Córciu, ja nie wrócę dzisiaj do sklepu, na plaży jest czadowo. Zamknijcie go o 18 i wracajcie do domu dobrze?
-Jasne. Pa! – rozłączyła się i zwróciła się do Justyna  – Mamy kolejne trzy godziny. Szybko!
Wszystkie niepotrzebne rzeczy wniosły do magazynku. Następnie doprowadziły do porządku ladę czyli ustawiły za nią kasę fiskalną, notatnik, telefon, jakieś różne papiery, teczki i mnóstwo innych rzeczy. Teraz zajmowały się częścią egzotyczną. Ustawiały stoły, kładły na nich skrzynki z owocami, których było wiele. Gdy już skończyły przeszły do drugiej części sklepu. Ustawiły trzy stoliki, po dwa krzesła do każdego, oczywiście zrobiły jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale nie będę was nimi zanudzać. Po czym udekorowały całe pomieszczenie. Nie był to duży sklep, ale na pewno bardzo przytulny. Zmęczone i zadowolone ze swojego sukcesu udały się do domu. Ledwo zaczęły iść Justyna  się zdenerwowała.
- Nie!
- Co jest? – zapytała zaniepokojona przyjaciółka
- Zadbałyśmy o wnętrze, a co na zewnątrz?
- Spokojnie. Pójdziemy do Tomka i weźmiemy od niego jakąś farbę. Wrócimy do domu, żeby tata się nie martwił i jak już zaśnie to wyjdziemy i dokończymy naszą pracę.
Udały się do domku swojego kolegi i opowiedziały mu o całym remoncie.
- Co twojemu tacie się to nie spodoba Gaba?
- Na pewno mu się spodoba. Mówił mi to kiedyś, ale w życiu nie pomyślałam, że spełnię jego życzenie.
- Nie mamy czasu. – przerwała im Justyna  – Dawaj farby i idziemy.
- Taa… Dawaj farby i spadaj. – zaśmiał się – Nie no, spoko. Mam żółtą i czerwoną. Może być?
- Widać musi.
- Justyna, daje wam farby na bardzo szlachetny cel. – puścił perskie oczko
Obydwoje lubili się przekomarzać, coś jakby byli rodzeństwem, ale wszyscy wiemy, że to niemożliwe więc zakończmy ten temat. Po odebraniu farb poszły do domu. Chcąc uniknąć odpowiedzi na pytania pana Lenka, wykręciły się zmęczeniem i weszły do pokoju Gaby. Tu też po pewnym remoncie zrobiło się bardzo ładnie. Odczekały godzinę i wyszły z domu zmierzając do sklepu. Zapaliły lampy, które wisiały na ścianach zewnętrznych sklepiku i zaczęły malować sklep w grube paski, jeden pasek czerwony, drugi żółty. Miały o jedną ścianę mniej ponieważ na jednej znajdowały się same szyby i słońce doskonale oświecało sklep, a i przytulne wnętrze było doskonale widać. Po skończonej pracy leniwie wróciły do domu i nawet się nie przebierając poszły spać.

- Twój tata już wyszedł. – Justyna  potrząsnęła przyjaciółką
- Pewnie zaraz wróci tutaj zaszokowany. Jest tylko jeden problem. Co zrobimy z tymi rzeczami, które odłożyłyśmy do magazynku?
- No nie wiem. Można by je było sprzedać. Zorganizujemy jakiś…
Usłyszały otwierające się drzwi.
- Już? Tak szybko? – zdziwiła się Gabrysia
- Dziewczynki! – zawołał wchodząc do pokoju – To co zrobiłyście ze sklepem jest… jest… piękne. Dziękuje wam. To miejsce tak odżyło, aż chce mi się w nim pracować. I te ciekawe napisy na ścianach: Egzotyczny bar, bar z fast-foodami. Bomba! Wiecie co? Te rzeczy co zostały w magazynku sprzedam na jakimś bazarze.
- Ha, a nie mówiłam. Myślę jak twój tata. – przerwała mu dumna z siebie Justyna  
- Teraz to dopiero będzie interes. Jestem z was dumny. Pędzę do sklepu!
- Tato! Nie zapomniałeś o czymś? Masz tu kasę. – Gabrysia podała mu kilka banknotów – Trzeba kupić jakieś materiały do baru, no nie? Owoce jeszcze masz, ale tego drugiego całkiem brak. Resztę rzeczy kupimy za pieniądze z bazaru. Np. mikrofalówkę i takie tam.
- Nie mogę tego przyjąć. – pokręcił głową
- To taki prezent urodzinowy dla Ciebie. Za te wszystkie lata. No biegnij do tego sklepu. Widzę jak Cię korci, żeby zaraz… - nie dokończyła bo jej tata już wyleciał jak na skrzydłach z domu i popędził do sklepu.
Dziewczyny się roześmiały i przybiły sobie piątkę z udanego sukcesu.

Dzisiaj dziewczyny po śniadaniu postanowiły odwiedzić Tomka. Właśnie oglądał wiadomości.
- Wiadomości? – powiedziała z zaskoczoną miną Justyna  – Inne programy nawalają?
- Nie, czasami jest coś ciekawego. Fajnie, że przyszłyście.
- Czym się zatrułeś? – chciała wiedzieć Gabrysia
- Hmm… Wieczorem wyszedłem na chwilę z domu do ogrodu, chciałem pozrywać sobie z drzew owoce. Jak byłem na zewnątrz to wydawało mi się, że słyszałem jakieś odgłosy, kroki w domu. Przyszedłem z powrotem i usiadłem w jadalni był tam jakiś pomarańczowy napój, nie przypominam sobie, żebym sobie go przygotowywał, ale wypiłem.
- Ktoś u Ciebie był. – stwierdziła Justyna  – Ktoś chciał Cię otruć.
- Możliwe.
- Tylko kto to był? – zastanowiła się Gabrysia – Dobrze, że nic Ci się nie stało.
- Miło, że się o mnie troszczysz. – uśmiechał się
Dziewczyna parsknęła.
- Ja? Nie pochlebiaj sobie.
Tak, od razu widać, że cała trójka bardzo lubi sobie dla żartów dogryzać.
- Jak ze sklepem? Ojcu się podobało? – zapytał
- Podobało? Był wniebowzięty!
Nagle usłyszeli dziwny dźwięk.
- Witajcie. – powiedział duch zmarłej surferki (już raz ukazał się dziewczynom) – Nazywam się Łucja, mieszkam na ulicy Kakaowej 40. W moim domu jest coś co powinno was zainteresować, dotyczy wszystkich zbrodni, który popełnił pewien człowiek.
- Kto? – zapytał Tomek
- Wszystkiego dowiecie się sami. – odpowiedziała i zniknęła
- Nienawidzę, tajemniczości tej kobiety. Wszystko ukrywa. – zdenerwowała się Justyna  
- No to co idziemy? – zaproponowała Gabrysia
- Coś ty, na pewno nas nie wpuszczą, a ja nie mam zamiaru się włamywać. – oznajmiła Justyna  ze skwaszoną miną
- To jak inaczej do tego dojdziemy? – zapytał Tomek  – Ten cały ratownik, duch, pamiętnik.
- Ehh, tegoroczne wakacje spędzam jak jakiś agent, te wszystkie dziwne rzeczy. – westchnęła Gaba
- To w Gdańsku normalne. Przywykniesz. – powiedziała Justyna  – Chodźmy do twojego domu i zerknijmy na ten pamiętnik.
Gdy dotarli do pokoju, zaczęli uważnie go przeglądać.
- Ej, tu nie było tych kartek. – zauważyła Justyna
- Za to nie ma tych co były. – dopowiedziała Gabrysia – Trzeba go przeglądać regularnie bo niektóre notki znikają, a niektóre się pojawiają. Ciekawe co było na tych, których nie zdążyliśmy przeczytać.
- No nie, co to za zwariowane wakacje. – złapał się za głowę Tomek .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz