niedziela, 7 sierpnia 2011

Koniec 1 cz.

To już koniec I części z życia Karte, ale powstanie druga. Co prawda może to trochę potrwać, zanim napisze 1 rozdział II części,  bo tymczasem nie mam weny.
I tak będę wchodzić na bloga i sprawdzać czy nie pojawiły się nowe komentarze. ;)

czwartek, 28 lipca 2011

7 - Ciąg dalszy rozdziału

- Nie wiesz może… - nie dokończyłam, bo nagle ktoś mocno trzasnął drzwiami wejściowymi i usłyszałam krzyki.
- Obiecaliśmy sobie wiele lat temu, że nie tak nie postąpimy, a teraz co?! – krzyczała oburzona Hermi – Dla Ciebie to nic nie znaczy?!
- To nic takiego! – odpowiada z krzykiem Martyna
- Nic takiego? Nic takiego? Czy ty siebie słyszysz?!
- Zabiłaś człowieka! – włączył się do rozmowy Jonasz
- Chciałam wzmocnić siły.
- A po co Ci te siły, co? Zawsze krew zwierząt nam wystarczała! – Hermi już prawie płakała
Ja wraz z rodzeństwem zeszliśmy na dół.
- Nie chcę Cię tutaj widzieć! – wrzasnęła Hermi
- Proszę bardzo. – odpowiedziała wściekła Martyna. Wyszła na górę, a za pięć minut już schodziła ze swoją walizką – Spełnię twój rozkaz – Wyszła trzaskając drzwiami.
- Co zaszło? – silił się na spokojny ton mój brat.
-Mieliśmy iść do lasu, na polowanie, jak zwykle. – zaczęła Hermi – Martyna nagle ubzdurała sobie, że chce być silniejsza i…i ugryzła człowieka, całko… całkowicie wysysając jego krew. Zmarł.
- Ona w ogóle, jest jakaś inna od jakiegoś czasu. – stwierdził Jonasz
- To dokładnie tak samo jak Lena. – zauważyłam – To na pewno nie przypadek, coś jest nie tak i ja musze się dowiedzieć co. Kto się dołącza?
- Ja. – odpowiedzieli równocześnie Lila z Filipem, a obaj przyjaciele pokiwali głowami. 

sobota, 25 czerwca 2011

Jeżeli ktoś czyta tego bloga, bardzo proszę o komentarze. ;D

7. Przemiana


Wbiegłam do domu z kawą, którą pospiesznie kupiłam w Mc’donaldzie.
- Aaaaaa! – usłyszałam krzyk, dobiegał z pokoju Lilki.
- Co jest? – zapytałam potykając się o własne sznurówki.
- Ramię, ramię. Patrz na ramię! – wykrzyknęła.
Powoli przeniosłam wzrok na jej ramię. Miała na nim wytatuowany piękny duży tatuaż, koloru szafirowego. Był on w kształcie liter NM z różnymi zdobieniami i cudownymi wzorami.
- Jaki śliczny. – westchnęłam
- To oznacza, – wtrącił Filip stając w drzwiach – że ukończyłaś przemianę i teraz oficjalnie jesteś
Immortalis e Malefica.
- To wcześniej nie byłam?
- No… byłaś, w 70 %. 
Uważnie przysłuchując się rozmowie, odruchowo zerknęłam na swoje ramię. Widniał na nim dokładnie ten sam wzór co na ramieniu Lilki. Już miałam się nim pochwalić, gdy nagle Lilka zgięła się wpół. Wydawała z siebie różne niepokojące dźwięki.
- To jakaś kolejna część naszej przemiany?
- Nie mam pojęcia.
Znowu spojrzałam na Lilkę, trzęsła się, była oblana potem. Stałam jak wmurowana w podłogę, nie mogąc się poruszyć. Po chwili to ustało, a Lila stanęła na nogi, więc powróciliśmy do rozmowy.
- Swoją drogą, ciekawe czy posiadacie jakieś talenty, czy zostałyście wyróżnione.
- Ty zostałeś?
- Hmm… nie.
- Mhm, a jaki ty masz tatuaż?
- Taki sam jak wy tylko koloru butelkowego, bo mężczyźni mają taki, a kobiety szafirowy.
- Wampiry mają jakieś tatuaże?
- Tak, tyle że na plecach.
- Dobra, tak odbiegając od tematu. Muszę się w końcu pokazać w szkole.
- Taaa… A wiesz…
- Cześć. – powitała nas pogodnie Martyna – Wychodzimy na małe polowanko, będziemy na godzinkę, pa!
- Od kiedy to ona taka miła? – zdziwiłam się
- Znam Martynę już trochę, ona dziwna jest, ale lubię ją.

Ubrałam okulary słoneczne, wzięłam torbę na ramię i wyszłam z domu ciesząc się upalnym dniem. Lubię tak iść przez miasto, podczas gdy słońce grzeje mi głowę i mieć tak jak dziś pewność, że czeka mnie beztroski dzień. Właśnie weszłam do kawiarni by zamówić gofra i kiedy usłyszałam ten głos, cała myśl o beztroskim dniu minęła.
- Witam panią.
- Znamy się? – odpowiedziałam ściągając okulary.
- Nie udawaj, błagam Cię.
- Yyyy… - zająknęłam się.
- To jak przemienisz mnie? Bo jak nie to przyrzekam, że jutro w wiadomościach będziesz widniała ty a pod spodem napis: Potwór.
- Nie wydasz mnie. – starałam zachować spokój.
- Czyżby?
- Dobra, okej. Przemienię Cię. Jutro o ósmej rano, pod restauracją ,,Kolo”.
- Nie moja droga. Przemienisz mnie teraz.
- Nie da się. – rzekłam – Muszę wziąć eliksir z domu, w przeciwnym razie pan umrze.
- Więc jedziemy teraz do twojego domu. Przemienisz mnie i spadam.
- No… dobrze.

Po przyjeździe do domu wzięłam do ręki nóż i delikatnie przejechałam nim sobie po ręce. Poczułam jedynie mrowienie. Zbliżyłam rękę do szklanki i naciskając na skórę po mojej ręce spłynęło kilka kropli krwi. Do szklanki z krwią dolałam soku i podałam nieznajomemu.
- Do dna. – powiedziałam i otworzyłam szafkę. Po paru minutach poszukiwań znalazłam kilka butelek eliksiru, wyciągnęłam jedną i wlałam zawartość do szklanki, po czym sama wypiłam kilka kropli eliksiru.
- Occhhh… Czuję się jak nowo narodzony. – odpowiedział nieznajomy
- Wspaniale, do widzenia. – odparłam i popchnęłam mężczyznę w kierunku drzwi.
- Do zobaczenia złotko. – odpowiedział i oddalił się.

Wieczorem wraz z rodzeństwem i wampirami oglądaliśmy wiadomości. Martyna zaskakująco uprzejma zrobiła nam popcorn i podekscytowani wsuwaliśmy go niczym maszyny do jedzenia. Właśnie przysuwałam sobie kubek z gorącą herbatą do ust gdy na ekranie plazmy zawidniał napis: WYPADEK SAMOCHODOWY – SPOWODOWANY PRZEZ CZTERDZIESTOLETNIEGO MĘŻCZYZNĘ. PRZYCZYN NIE ZNAMY. WIEMY JEDYNIE, ŻE WRACAŁ Z MIEJSCOWOŚCI PALMY…
Dalszych słów nie dosłyszałam ponieważ zauważyłam zdjęcie widniejące w prawym górnym rogu. Na zdjęciu widać było oblicze nieznajomego, którego dzisiaj przemieniłam.
- WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ.
Te słowa zapadły mi w pamięci. WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ, WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ, WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ, WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ.
Nagle nie wiedząc czemu, zaczęłam płakać.
- Co jest? – spytał zaniepokojony Filip.
- No bo ja… ja… bo… no… ja dziiiisiaj przeeemiieniłłaam tegooo facetaaaa iii…
- Chwila, przemieniłaś go? To ten co Cię szantażował?
- Taaak.
- Dobra powiem wam coś… - spojrzał na mnie i dodał – Pod warunkiem, że Karte się uspokoi.
Chlipnęłam jeszcze jeden raz, wytarłam rękawem oczy i usiadłam prosto, dając znać, że jestem już gotowa.
- Z tego wynika… – zaczął Filip – że ten… pan nie przeszedł przemiany, jego organizm odrzucił ją. Nie sądzicie, że to dziwne, że godzinę po przemianie on zmarł.
- Fakt, to nie może być zbieg okoliczności. – potwierdziła Lilka
- Dlaczego nie przeszedł przemiany? – spytałam
- Nie wiem, mogą być różne przyczyny, może był chory np. na serce, może nie nadawał się do bycia kimś… hmm… wyjątkowym.
- Nie wiesz może… - nie dokończyłam, bo nagle ktoś mocno trzasnął drzwiami wejściowymi i usłyszałam krzyki.

niedziela, 3 kwietnia 2011

6. Wypadek - ciąg dalszy rozdziału

Gdy nazajutrz weszłam do kuchni wszyscy umilkli. Jonasz szturchnął Filipa w łokieć.
- Karte, znaleźliśmy taki grobowiec i ten… tego…
Martyna chrząknęła.
- Cicho.
- Ma prawo wiedzieć. – obruszył się Filip
- W swoim czasie się dowie. To dziecko.
- Uspokój się. – skarciła ją Hermi – Ostatnio to ty zachowujesz się jak dziecko.
- Więc znaleźliśmy grobowiec, nie wiemy co w nim jest, słyszeliśmy jedynie jęki ludzi. Chcieliśmy go otworzyć, ale potrzebny nam jest kamień. Musimy go znaleźć, ale nie wiemy gdzie on jest.
- Kolejny problem do mojej kolekcji. – westchnęłam
- Masz jeszcze jakieś? – zaniepokoiła się Lilka
- Lena, ten facet z wypadku, grobowiec… aaa szkoda gadać.
- A co z Leną? – chciała dowiedzieć się moja siostra.
Popatrzyłam się na Martynę, ale ona tylko uniosła brwi.
- Och, no nie wiem i to jest najgorsze. Coś dziwnego, ona nie jest sobą. Taka dziwna się zrobiła.
- No i ciekawe dlaczego. – zakpiła Martyna
Hermi odsunęła krzesło i wstała od stołu.
- Ja już nie mogę z tobą wytrzymać. Tyle lat się kumplujemy, a ty… - nie dokończyła, tylko wyszła z kuchni zatrzaskując za sobą drzwi.
- Emocje sięgają zenitu. – Filip próbował rozładować sytuację, chichrając się nerwowo.
- No i co, zadowolona? – zezłościł się Jonasz i poszedł w ślady Hermi jeszcze głośniej szczekając drzwiami, a Martyna tylko głośno westchnęła i mocno zacisnęła pięści. 

sobota, 19 marca 2011

6. Wypadek

- Karte, pojedziesz do sklepu po Coca-Colę? – zapytała Lilka
- Przejdę się, ładna pogoda. – odpowiedziałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Słońce grzało mi prosto w twarz, było upalnie. Mimo to, że była już godzina osiemnasta. Przekroczyłam próg sklepu.
- Dzień dobry, Colę proszę. – powiedziałam
- Proszę. – odpowiedziała sprzedawczyni i podała mi napój.
Szłam drogą, mając IPod’a w uszach. Nic nie słyszałam poczułam tylko, ból w plecach, czułam się jakbym dostała ciężką blachą. Po chwili znalazłam się pod samochodem. Ktoś mnie przejechał, a żyje dlatego, że jestem nieśmiertelna. Wygrzebałam się spod auta. Popatrzyłam kto znajduje się w środku samochodu, kierowca był oszołomiona, ale równie zdziwiony.
- Jaaa… Jak to? Jak przeżyłaś? To niemożliwe.
- Yyyy… Szczęście. – odparłam i oddaliłam się szybkim krokiem od miejsca wypadku. Nie było dobrze, to, że jestem Immortalis e Malefica miałam zachować w tajemnicy, a tym czasem zostałam zdemaskowana.
Od razu po przyjściu do domu podzieliłam się tą informacją z rodzeństwem. Nie przejęli się prawie wcale.
- Zapomni, zobaczysz. – pocieszał mnie Filip
- A jak nie? Jak…- nie zdążyłam dokończyć, bo próg naszego pokoju przekroczyła Lena:
- Cześć. – powitała nas
Chciałam wypróbować swoje nowo nabyte umiejętności więc postanowiłam, że przeczytam jej myśli, lecz napotkałam barierę.  Zaniepokoiłam się, że może nie mam już tych zdolności i, że będę musiała znowu przygotować ten eliksir, ale tak przecież nie powinno się dziać, powiadomię o tym Filipa. W myślach powtórzyłam dwa razy jego imię, by nikt inny nie mógł odczytać tej wiadomości.
-
Nie mogę odczytać myśli LenypomyślałamCzy straciłam swoje umiejętności?
- Nie, na pewno nie, nie wiem czym to mo
że być spowodowane.
Zobaczyłam jak Lena marszczy czoło. Moją uwagę przyciągnęły jej oczy, od zawsze były brązowe, teraz w sumie też, ale dookoła źrenicy miała lekką czerwoną obwódkę.
- Nosisz soczewki? – zapytałam
- Nie. – odpowiedziała krótko. Spojrzałam znacząco na Filipa, ale on tylko wzruszył ramionami, dzisiaj nic go nie obchodziło.
Ktoś zapukał do drzwi wejściowych, otworzyła Lilka.
- Hermi, Martyna, Jonasz! – wykrzyknął uradowany Filip – Co wy tu robicie?
- Przyszliśmy odwiedzić naszego starego kumpla. Jak się masz chłopie? – powitał go jasnowłosy chłopak, o dużych błękitnych jak ocean oczach. Koło niego staly dwie dziewczyny.
- Poznajcie się. – powiedział mój brat – Ten chłopak ma na imię Jonasz. Po jego prawej stronie stoi Hermi. Nie jest polką, pochodzi z Oxfordu. – wskazał na drobną filigranową dziewczynę z długimi, czarnymi,  połyskującymi włosami i fiołkowymi oczami.
- A to Martyna. – dodał. Spojrzałam na tą trzecią postać. Była wysoka, miała brązowe włosy z czerwonymi pasemkami i okrągłymi czarnymi oczami. Mogła by przewiercić kogoś swoim spojrzeniem.
Filip przesłał mi i mojej siostrze wiadomość myślową:
- Są wampirami, to bardzo mili i fajni ludzie, ale lepiej ich nie denerwować.
Wytrzeszczyłam szeroko oczy, a Lilka zachwiała się jakby zaraz miała upaść.
- Sądząc po ich dziwnym zachowaniu w tym momencie, zakładam, że właśnie się dowiedziały. – zaśmiała się Hermi
- Tak. – Filip szeroko się uśmiechnął, a Lena spojrzała na wszystkich pytającym wzrokiem. Mrugnęłam do niej, no bo cóż więcej mogłam w tej chwili zrobić.

Tego było za wiele. Ten wypadek z tym facetem, Lena i jeszcze wampiry. Musze przywyknąć, że już nie będę miała normalnego życia.


Gdy zeszłam na śniadanie wampiry i moje rodzeństwo już siedziało przy stole. Hermi, Martyna i Jonasz pili czerwony napój, zakładam, że była to krew. Natomiast Lila i Filip jedli normalne śniadanie. Zauważyłam, że na stole leżą, dwa piękne naszyjniki. Obydwa miały srebrny wisiorek, który był wysadzany pięknym fioletowym, błyszczącym kamieniem, były one duże.
- Jakie piękne. – zachwyciłam się i delikatnie wzięłam jeden do ręki.
- Podoba Ci się? – uśmiechnęła się Hermi
- Bardzo. – odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech, który podobno miałam piękny.
- To dobrze, bo będziesz go nosić całe swoje życie.
- Jak to? – zdziwiłam się
- Ten naszyjnik, daje Ci dodatkową ochronę. Ty i twoja siostra dostałyście taki. Filip ma brązową bransoletkę, którą nosi od 90 lat. – poinformował mnie Jonasz
- No tak, wcześniej jej nie zauważyłam. A wy nosicie coś takiego?
- My mamy specjalne pierścienie, dzięki którym nie wyrastają nam kły i nie parzymy się na słońcu.
- Więc to, że wasza skóra błyszczy na słońcu to mity?
- Pewnie, że tak. Słońce po prostu nas parzy, wyskakują nam czerwone bąble na całym ciele, no i jeszcze te zęby. Gdyby nie te pierścienie byłyby one widoczne cały czas.
Zauważyłam, że podczas tej rozmowy Martyna cały czas milczała, miała skupioną minę i była zapatrzona w sufit. Podążyłam wzrokiem za jej oczami, ale na suficie nie zobaczyłam nic interesującego.
- Ile macie lat? – postanowiłam pogłębić naszą znajomość i zmusić Martynę do mówienia.
- Ja mam dziewiętnaście. – odparł Jonasz – Martyna osiemnaście i Hermi szesnaście.
- Widzę, że jestem najmłodsza. – udawałam, że się smucę.
- Taaa… Jonasz nie wspomniał Ci o jednym, mamy tyle lat od 1820 roku. – zaśmiała się angielka.
Myślę, że ją naprawdę polubię, jest taka serdeczna, tak pozytywnie nastawiona do ludzi.
- A ja już tyle w szkole się nie pokazałam, jak ja to wytłumaczę! – zamartwiałam się
- Chorujesz na świńską grypę. – parsknęła śmiechem Lilka
- Kto to wymyślił?
- No, a jak myślisz?
- Filip! Zabiję Cię! – spojrzałam na niego groźnie – Trzeba było powiedzieć, że wściekliznę mam!
- Wiesz, zastanawiałem się nad tym…
Nagle Martyna gwałtownie podniosła się i wyszła z jadalni. Pytająco spojrzałam na Hermi, ale ona tylko wzruszyła ramionami:
- Ona już taka jest…dziwna. Na plecach ma nawet tatuaż z napisem : INNA.
Nagle poczułam, tak jakby zbliżającą się energię, ale nie białą energie jaką mają dobre wampiry czy dobrzy nieśmiertelni, tylko taką mroczną, koloru czarnego.
- Cześć. – dosłyszałam zza moich pleców, poznałam ten głos, słyszałam go milion razy, należał do Leny.
- Hej. – chciałam ją przytulić na powitanie, lecz ta gwałtownie się ode mnie odsunęła.
- Co jest? – spytałam zaniepokojona, jej dziwnym zachowaniem w ostatnich dniach.
- Nic. – odrzekła chłodno.
- Też nie chodzisz do szkoły? – próbowałam rozładować sytuację, lecz Lena zignorowała to pytanie i ruszyła na taras, tam gdzie stała teraz Martyna.   
- Co się dzieję z Leną? – zapytała Lilka
- Gdybym wiedziała to ona już by się tak nie zachowywała. – odpowiedziałam. Zauważyłam, że Filip zmarszczył czoło i przez chwilę głęboko się nad czymś zastanawiał, ale po chwili znowu zaczął przeżuwać sałatkę śniadaniową.

Ciąg dalszy życia Karte

Zeszłam na śniadanie z piekącymi mnie oczyma.
- Filip. – zaniepokoiłam się – Błagam Cię zacznij mnie uczyć, wszystko mnie boli.
- Dobrze, ale najpierw zjedz śniadanie. Lila już jest przemieniona.
- Tak i to jest super, czuje się jak nowo narodzona.
- Też się tak czułam dopóki mnie nie zaczęła boleć głowa.
Nagle zgięłam się w pół z bólu.
- Auć! – wrzasnęłam
- Tak jak myślałem. – powiedział mój brat – Właśnie przesłałem Ci wiadomość myślową, a ty zamiast ją odczytać, skręciłaś się z bólu.
-  Filip mi wszystko opowiedział. – powiedziała Lilka ignorując mój wrzask – To jest wspaniałe.
- Taaa. – odpowiedziałam masując skronie.
Po śniadaniu wszyscy usiedliśmy na sofie w salonie.
- Więc tak. – zaczął Filip – Musicie umieć czytać w myślach innych, przeczuwać co się stanie, przesyłać sobie wiadomości myślowe z innymi nieśmiertelnymi, widzieć aurę, wyczuwać jeśli jakiś inny Immortalis e Malefica  się zbliża, uzdrawiać, lewitować, teleportować się, używać psychokinezy, widzieć duchy i wchodzić w ciało innego człowieka… Na razie tyle, to takie podstawowe rzeczy.
- Jest ich więcej? – zapytałam
- Pewnie, że tak, ale jest też dużo czarów, o których nie mam pojęcia i…
- Wiemy, wiemy. Mówiłeś nam to. – przerwała mu Lilka
- A mówiłem, że istnieje specjalna szkoła dla Immortalis e Malefica?
- Nie. – zaprzeczyłam
- Właśnie, mieści się w Londynie, znajduje się za murami miasta w dużym, ale niepozornym budynku.
- Później opowiesz, ucz nas teraz. – popędziła go Lila
- Okay, okay. – odpowiedział szybko
Nagle poczułam jakbym dostała w głowę młotkiem.
- No nie! – krzyknęłam – Moja głowa!
- Tak jak myślałem. – spokojnie powiedział Filip – Właśnie wysłałem Ci wiadomość myślową, a ty zamiast ją odczytać, dostałaś w głowę.
- No tak jak mam się tego nauczyć.
- Po prostu… chociaż… w sumie. – zaczął się zastanawiać Filip – Mogę was uczyć przez kilka miesięcy, a możemy zrobić eliksir, po którym od razu zaczniecie wszystko umieć… no prawie.
- Ile się go robi? Znajdziemy składniki? – zapytała Lilka – Ja strasznie nie lubię się uczyć.
- Robi się go w 2 godziny. Składniki nie są skomplikowane, są normalne.  Potrzeba wiśni i krwi nieśmiertelnej osoby. Tyle.
- Spoko, wiśnie mamy. – odpowiedziała i poszła do kuchni.
Podążyliśmy za nią. Filip wyciągnął duży, czerwony garnek. Razem powyciągaliśmy pestki z wiśni i włożyliśmy do garnka, potem zalaliśmy wrzącą wodą, a na koniec Filip przejechał nożem po ręce i kilka kropli swojej krwi wlał do garnka, a następnie sprawił by rana się całkowicie zagoiła.
- Teraz czekajmy godzinę. – powiedział
- Ej, ja muszę iść do szkoły! – przypomniałam sobie
- Lepiej nie idź, bo znowu zemdlejesz, a po drugie jak już wypijesz eliksir, będziesz wszystko wiedzieć, nie będziesz się musiała nic uczyć.
- Cool, ale nauka nigdy nie sprawiała mi problemów.
- Aha, dziewczyny, byłbym zapomniał. Nigdy, przenigdy nie dotykajcie rośliny
Dragrot  to was może zabić, no nie tyle zabić, ale będziecie się czuć jak porażone prądem, czy coś w ten deseń.
- Tak jak wampiry mają na wodę święconą? A tak w ogóle to one istnieją?
- Duchy i wampiry istnieją, wilkołaki nie. A to, że są uczulone na wodę święconą, możesz włożyć do szuflady z bajkami, tak samo, że źle działa na nie czosnek.  To zwykłe brednie.
Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, aż nagle Filip powiedział:
- Okay, czas spożyć eliksir.
Nalał nam eliksir do szklanki, była cała wypełniona tym płynem.
- Pijcie do dna. – powiedział
Zbliżyłam szklankę do ust, wlałam do buzi jej zawartość i przełknęłam. Coś się we mnie w środku zaczęło gotować, trwało to przez pięć minut, aż w końcu odzyskałam równowagę. Czułam się jak nowo narodzona, czułam się jakby właśnie zaczęło się moje zupełnie nowe, zupełnie inne życie.