sobota, 19 marca 2011

6. Wypadek

- Karte, pojedziesz do sklepu po Coca-Colę? – zapytała Lilka
- Przejdę się, ładna pogoda. – odpowiedziałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Słońce grzało mi prosto w twarz, było upalnie. Mimo to, że była już godzina osiemnasta. Przekroczyłam próg sklepu.
- Dzień dobry, Colę proszę. – powiedziałam
- Proszę. – odpowiedziała sprzedawczyni i podała mi napój.
Szłam drogą, mając IPod’a w uszach. Nic nie słyszałam poczułam tylko, ból w plecach, czułam się jakbym dostała ciężką blachą. Po chwili znalazłam się pod samochodem. Ktoś mnie przejechał, a żyje dlatego, że jestem nieśmiertelna. Wygrzebałam się spod auta. Popatrzyłam kto znajduje się w środku samochodu, kierowca był oszołomiona, ale równie zdziwiony.
- Jaaa… Jak to? Jak przeżyłaś? To niemożliwe.
- Yyyy… Szczęście. – odparłam i oddaliłam się szybkim krokiem od miejsca wypadku. Nie było dobrze, to, że jestem Immortalis e Malefica miałam zachować w tajemnicy, a tym czasem zostałam zdemaskowana.
Od razu po przyjściu do domu podzieliłam się tą informacją z rodzeństwem. Nie przejęli się prawie wcale.
- Zapomni, zobaczysz. – pocieszał mnie Filip
- A jak nie? Jak…- nie zdążyłam dokończyć, bo próg naszego pokoju przekroczyła Lena:
- Cześć. – powitała nas
Chciałam wypróbować swoje nowo nabyte umiejętności więc postanowiłam, że przeczytam jej myśli, lecz napotkałam barierę.  Zaniepokoiłam się, że może nie mam już tych zdolności i, że będę musiała znowu przygotować ten eliksir, ale tak przecież nie powinno się dziać, powiadomię o tym Filipa. W myślach powtórzyłam dwa razy jego imię, by nikt inny nie mógł odczytać tej wiadomości.
-
Nie mogę odczytać myśli LenypomyślałamCzy straciłam swoje umiejętności?
- Nie, na pewno nie, nie wiem czym to mo
że być spowodowane.
Zobaczyłam jak Lena marszczy czoło. Moją uwagę przyciągnęły jej oczy, od zawsze były brązowe, teraz w sumie też, ale dookoła źrenicy miała lekką czerwoną obwódkę.
- Nosisz soczewki? – zapytałam
- Nie. – odpowiedziała krótko. Spojrzałam znacząco na Filipa, ale on tylko wzruszył ramionami, dzisiaj nic go nie obchodziło.
Ktoś zapukał do drzwi wejściowych, otworzyła Lilka.
- Hermi, Martyna, Jonasz! – wykrzyknął uradowany Filip – Co wy tu robicie?
- Przyszliśmy odwiedzić naszego starego kumpla. Jak się masz chłopie? – powitał go jasnowłosy chłopak, o dużych błękitnych jak ocean oczach. Koło niego staly dwie dziewczyny.
- Poznajcie się. – powiedział mój brat – Ten chłopak ma na imię Jonasz. Po jego prawej stronie stoi Hermi. Nie jest polką, pochodzi z Oxfordu. – wskazał na drobną filigranową dziewczynę z długimi, czarnymi,  połyskującymi włosami i fiołkowymi oczami.
- A to Martyna. – dodał. Spojrzałam na tą trzecią postać. Była wysoka, miała brązowe włosy z czerwonymi pasemkami i okrągłymi czarnymi oczami. Mogła by przewiercić kogoś swoim spojrzeniem.
Filip przesłał mi i mojej siostrze wiadomość myślową:
- Są wampirami, to bardzo mili i fajni ludzie, ale lepiej ich nie denerwować.
Wytrzeszczyłam szeroko oczy, a Lilka zachwiała się jakby zaraz miała upaść.
- Sądząc po ich dziwnym zachowaniu w tym momencie, zakładam, że właśnie się dowiedziały. – zaśmiała się Hermi
- Tak. – Filip szeroko się uśmiechnął, a Lena spojrzała na wszystkich pytającym wzrokiem. Mrugnęłam do niej, no bo cóż więcej mogłam w tej chwili zrobić.

Tego było za wiele. Ten wypadek z tym facetem, Lena i jeszcze wampiry. Musze przywyknąć, że już nie będę miała normalnego życia.


Gdy zeszłam na śniadanie wampiry i moje rodzeństwo już siedziało przy stole. Hermi, Martyna i Jonasz pili czerwony napój, zakładam, że była to krew. Natomiast Lila i Filip jedli normalne śniadanie. Zauważyłam, że na stole leżą, dwa piękne naszyjniki. Obydwa miały srebrny wisiorek, który był wysadzany pięknym fioletowym, błyszczącym kamieniem, były one duże.
- Jakie piękne. – zachwyciłam się i delikatnie wzięłam jeden do ręki.
- Podoba Ci się? – uśmiechnęła się Hermi
- Bardzo. – odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech, który podobno miałam piękny.
- To dobrze, bo będziesz go nosić całe swoje życie.
- Jak to? – zdziwiłam się
- Ten naszyjnik, daje Ci dodatkową ochronę. Ty i twoja siostra dostałyście taki. Filip ma brązową bransoletkę, którą nosi od 90 lat. – poinformował mnie Jonasz
- No tak, wcześniej jej nie zauważyłam. A wy nosicie coś takiego?
- My mamy specjalne pierścienie, dzięki którym nie wyrastają nam kły i nie parzymy się na słońcu.
- Więc to, że wasza skóra błyszczy na słońcu to mity?
- Pewnie, że tak. Słońce po prostu nas parzy, wyskakują nam czerwone bąble na całym ciele, no i jeszcze te zęby. Gdyby nie te pierścienie byłyby one widoczne cały czas.
Zauważyłam, że podczas tej rozmowy Martyna cały czas milczała, miała skupioną minę i była zapatrzona w sufit. Podążyłam wzrokiem za jej oczami, ale na suficie nie zobaczyłam nic interesującego.
- Ile macie lat? – postanowiłam pogłębić naszą znajomość i zmusić Martynę do mówienia.
- Ja mam dziewiętnaście. – odparł Jonasz – Martyna osiemnaście i Hermi szesnaście.
- Widzę, że jestem najmłodsza. – udawałam, że się smucę.
- Taaa… Jonasz nie wspomniał Ci o jednym, mamy tyle lat od 1820 roku. – zaśmiała się angielka.
Myślę, że ją naprawdę polubię, jest taka serdeczna, tak pozytywnie nastawiona do ludzi.
- A ja już tyle w szkole się nie pokazałam, jak ja to wytłumaczę! – zamartwiałam się
- Chorujesz na świńską grypę. – parsknęła śmiechem Lilka
- Kto to wymyślił?
- No, a jak myślisz?
- Filip! Zabiję Cię! – spojrzałam na niego groźnie – Trzeba było powiedzieć, że wściekliznę mam!
- Wiesz, zastanawiałem się nad tym…
Nagle Martyna gwałtownie podniosła się i wyszła z jadalni. Pytająco spojrzałam na Hermi, ale ona tylko wzruszyła ramionami:
- Ona już taka jest…dziwna. Na plecach ma nawet tatuaż z napisem : INNA.
Nagle poczułam, tak jakby zbliżającą się energię, ale nie białą energie jaką mają dobre wampiry czy dobrzy nieśmiertelni, tylko taką mroczną, koloru czarnego.
- Cześć. – dosłyszałam zza moich pleców, poznałam ten głos, słyszałam go milion razy, należał do Leny.
- Hej. – chciałam ją przytulić na powitanie, lecz ta gwałtownie się ode mnie odsunęła.
- Co jest? – spytałam zaniepokojona, jej dziwnym zachowaniem w ostatnich dniach.
- Nic. – odrzekła chłodno.
- Też nie chodzisz do szkoły? – próbowałam rozładować sytuację, lecz Lena zignorowała to pytanie i ruszyła na taras, tam gdzie stała teraz Martyna.   
- Co się dzieję z Leną? – zapytała Lilka
- Gdybym wiedziała to ona już by się tak nie zachowywała. – odpowiedziałam. Zauważyłam, że Filip zmarszczył czoło i przez chwilę głęboko się nad czymś zastanawiał, ale po chwili znowu zaczął przeżuwać sałatkę śniadaniową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz