sobota, 25 czerwca 2011

7. Przemiana


Wbiegłam do domu z kawą, którą pospiesznie kupiłam w Mc’donaldzie.
- Aaaaaa! – usłyszałam krzyk, dobiegał z pokoju Lilki.
- Co jest? – zapytałam potykając się o własne sznurówki.
- Ramię, ramię. Patrz na ramię! – wykrzyknęła.
Powoli przeniosłam wzrok na jej ramię. Miała na nim wytatuowany piękny duży tatuaż, koloru szafirowego. Był on w kształcie liter NM z różnymi zdobieniami i cudownymi wzorami.
- Jaki śliczny. – westchnęłam
- To oznacza, – wtrącił Filip stając w drzwiach – że ukończyłaś przemianę i teraz oficjalnie jesteś
Immortalis e Malefica.
- To wcześniej nie byłam?
- No… byłaś, w 70 %. 
Uważnie przysłuchując się rozmowie, odruchowo zerknęłam na swoje ramię. Widniał na nim dokładnie ten sam wzór co na ramieniu Lilki. Już miałam się nim pochwalić, gdy nagle Lilka zgięła się wpół. Wydawała z siebie różne niepokojące dźwięki.
- To jakaś kolejna część naszej przemiany?
- Nie mam pojęcia.
Znowu spojrzałam na Lilkę, trzęsła się, była oblana potem. Stałam jak wmurowana w podłogę, nie mogąc się poruszyć. Po chwili to ustało, a Lila stanęła na nogi, więc powróciliśmy do rozmowy.
- Swoją drogą, ciekawe czy posiadacie jakieś talenty, czy zostałyście wyróżnione.
- Ty zostałeś?
- Hmm… nie.
- Mhm, a jaki ty masz tatuaż?
- Taki sam jak wy tylko koloru butelkowego, bo mężczyźni mają taki, a kobiety szafirowy.
- Wampiry mają jakieś tatuaże?
- Tak, tyle że na plecach.
- Dobra, tak odbiegając od tematu. Muszę się w końcu pokazać w szkole.
- Taaa… A wiesz…
- Cześć. – powitała nas pogodnie Martyna – Wychodzimy na małe polowanko, będziemy na godzinkę, pa!
- Od kiedy to ona taka miła? – zdziwiłam się
- Znam Martynę już trochę, ona dziwna jest, ale lubię ją.

Ubrałam okulary słoneczne, wzięłam torbę na ramię i wyszłam z domu ciesząc się upalnym dniem. Lubię tak iść przez miasto, podczas gdy słońce grzeje mi głowę i mieć tak jak dziś pewność, że czeka mnie beztroski dzień. Właśnie weszłam do kawiarni by zamówić gofra i kiedy usłyszałam ten głos, cała myśl o beztroskim dniu minęła.
- Witam panią.
- Znamy się? – odpowiedziałam ściągając okulary.
- Nie udawaj, błagam Cię.
- Yyyy… - zająknęłam się.
- To jak przemienisz mnie? Bo jak nie to przyrzekam, że jutro w wiadomościach będziesz widniała ty a pod spodem napis: Potwór.
- Nie wydasz mnie. – starałam zachować spokój.
- Czyżby?
- Dobra, okej. Przemienię Cię. Jutro o ósmej rano, pod restauracją ,,Kolo”.
- Nie moja droga. Przemienisz mnie teraz.
- Nie da się. – rzekłam – Muszę wziąć eliksir z domu, w przeciwnym razie pan umrze.
- Więc jedziemy teraz do twojego domu. Przemienisz mnie i spadam.
- No… dobrze.

Po przyjeździe do domu wzięłam do ręki nóż i delikatnie przejechałam nim sobie po ręce. Poczułam jedynie mrowienie. Zbliżyłam rękę do szklanki i naciskając na skórę po mojej ręce spłynęło kilka kropli krwi. Do szklanki z krwią dolałam soku i podałam nieznajomemu.
- Do dna. – powiedziałam i otworzyłam szafkę. Po paru minutach poszukiwań znalazłam kilka butelek eliksiru, wyciągnęłam jedną i wlałam zawartość do szklanki, po czym sama wypiłam kilka kropli eliksiru.
- Occhhh… Czuję się jak nowo narodzony. – odpowiedział nieznajomy
- Wspaniale, do widzenia. – odparłam i popchnęłam mężczyznę w kierunku drzwi.
- Do zobaczenia złotko. – odpowiedział i oddalił się.

Wieczorem wraz z rodzeństwem i wampirami oglądaliśmy wiadomości. Martyna zaskakująco uprzejma zrobiła nam popcorn i podekscytowani wsuwaliśmy go niczym maszyny do jedzenia. Właśnie przysuwałam sobie kubek z gorącą herbatą do ust gdy na ekranie plazmy zawidniał napis: WYPADEK SAMOCHODOWY – SPOWODOWANY PRZEZ CZTERDZIESTOLETNIEGO MĘŻCZYZNĘ. PRZYCZYN NIE ZNAMY. WIEMY JEDYNIE, ŻE WRACAŁ Z MIEJSCOWOŚCI PALMY…
Dalszych słów nie dosłyszałam ponieważ zauważyłam zdjęcie widniejące w prawym górnym rogu. Na zdjęciu widać było oblicze nieznajomego, którego dzisiaj przemieniłam.
- WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ.
Te słowa zapadły mi w pamięci. WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ, WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ, WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ, WYPADKU NIKT NIE PRZEŻYŁ.
Nagle nie wiedząc czemu, zaczęłam płakać.
- Co jest? – spytał zaniepokojony Filip.
- No bo ja… ja… bo… no… ja dziiiisiaj przeeemiieniłłaam tegooo facetaaaa iii…
- Chwila, przemieniłaś go? To ten co Cię szantażował?
- Taaak.
- Dobra powiem wam coś… - spojrzał na mnie i dodał – Pod warunkiem, że Karte się uspokoi.
Chlipnęłam jeszcze jeden raz, wytarłam rękawem oczy i usiadłam prosto, dając znać, że jestem już gotowa.
- Z tego wynika… – zaczął Filip – że ten… pan nie przeszedł przemiany, jego organizm odrzucił ją. Nie sądzicie, że to dziwne, że godzinę po przemianie on zmarł.
- Fakt, to nie może być zbieg okoliczności. – potwierdziła Lilka
- Dlaczego nie przeszedł przemiany? – spytałam
- Nie wiem, mogą być różne przyczyny, może był chory np. na serce, może nie nadawał się do bycia kimś… hmm… wyjątkowym.
- Nie wiesz może… - nie dokończyłam, bo nagle ktoś mocno trzasnął drzwiami wejściowymi i usłyszałam krzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz